marzec 1540 roku
Wiejski dom nie zmienił się wiele od dwóch lat, gdy sir Franciszek był tu po raz ostatni. Znajdował się na północ od Londynu na skalistym urwisku, przy wąskiej, krętej drodze. Kiedyś była to wielka posiadłość, ale teraz popadła w ruinę i zaniedbanie. Chwasty zasłaniały bramę i ogrodzenie, a trawniki i żywopłoty, które niegdyś pozostawały pod pieczą ogrodników, rozrosły się w niekontrolowany sposób.
Wnętrze domu było jeszcze bardziej zaniedbane. Kafle posadzki popękały, podobnie jak szyby w oknach. Ściany pokrywała wilgoć oraz pleśń. Panią domu była wdowa po księciu Norflok, starzejąca się, zapomniana arystokratka, która zarabiała na życie, sprzedając młode ciała niechcianych dzieci porzuconych na jej progu. Sir Franciszek Bryan usiadł przy chwiejnym stole we frontowej komnacie w towarzystwie księżnej wdowy, popijając tani trunek z brudnego kufla i rozmawiając o wydarzeniach ostatnich miesięcy.
— Brakowało mi cię, mój drogi Franciszku — powiedziała księżna. Była starannie uczesana i twarz miała umalowaną, ale jej oddech cuchnął i brakowało jej niektórych zębów. Wzięła go za rękę. Uścisnął jej dłoń z uczuciem. — Nie widziałam cię od lat. Co porabiałeś?
— Próbowałem kogoś zabić.
— Udało Ci się?
— Jeszcze nie.
— Przypuszczam, że przyszedłeś popatrzyć na moje urodziwe panienki.
— Najpierw chcę się nacieszyć twoim widokiem, pani.
Podniósł kufel, dotknął kciukiem dolnej wargi księżnej i mrugnął do niej. Księżna z głośnym chichotem odstawiła swój kufel na stół, podniosła się i wygładziła spódnicę.
— Chodź za mną. Mamy kilka nowych, są całkiem ładne. Czasami trudno mi uwierzyć, że ich matki nie czuły potrzeby ani obowiązku, by je wychowywać.
— Mówiłaś, że większość z nich to bękarty — zauważył Bryan.
— Ale to są arystokratyczne bękarty, mój drogi chłopcze.
Bryan poszedł za nią przez obskurny korytarz do drzwi, za którymi znajdowała się mroczna, śmierdząca izba. Dopiero po chwili jego wzrok przywykł do półmroku. Okna pokryte brudem i błotem wpuszczały bardzo niewiele światła. Zapadające się łóżka stały w dziwnych miejscach na całej podłodze, a gdzieniegdzie porozkładane były jeszcze sienniki. Na łóżkach i siennikach siedziały lub leżały, wpatrując się tępo w ściany, dziewczęta oraz młode kobiety. Niektóre nie miały więcej niż osiem lat, inne dobiegały dwudziestki. Kilka miało na sobie zmięte, brudne suknie, a pozostałe tylko proste, płócienne koszule.
Bryan stanął w drzwiach, patrząc na nie. Większość była za młoda na gust króla, inne wydawały się zbyt otępiałe z powodu warunków, w jakich przyszło im żyć, ale kilka starszych dziewcząt na jego widok wsunęło palce w brudne włosy i przybrało zmysłowe, zachęcające pozy. Wiedział, że zrobiłyby wszystko, by wywrzeć wrażenie na kimś, kto mógłby je stąd zabrać. Ich determinacja była właśnie tym, czego Jego Wysokość potrzebował, aby nasycić swój seksualny apetyt.
W końcu zobaczył tę właściwą. Miała smukłe i delikatne ciało, miękkie blond włosy, zmysłowe usta i długie, ładnie ukształtowane nogi.
Znalazł nową rozrywkę dla króla. Warto było tu przyjechać, pomyślał.
Witajcie Kochani!
Przepraszam Was najmocniej, że znikłam z blogosfery na trzy miesiące. W lutym porwałam się z motyką na słońce, zaś teraz – gdy mam już za sobą przeprowadzkę i mnóstwo innych spraw uregulowanych – mogę rzetelnie zająć się blogowaniem. Przypadkowo usunęłam poprzedni prolog, dlatego publikuję go raz jeszcze. Na pocieszenie wyjawię, iż rozdział pierwszy pojawi się niebawem.